„IV DYKTANDO WROCŁAWSKIE” DO ODSŁUCHANIA!

„IV DYKTANDO WROCŁAWSKIE” DO ODSŁUCHANIA!

Zapraszamy do odsłuchania „IV Dyktanda Wrocławskiego„. Dla wszystkich, którzy wzięli udział w dyktandzie prezentujemy jego zapis tekstowy.

Co nieco o zagorzałym użytkowniku Twittera z Dolnego Śląska

Trzykrotni uczestnicy wrocławskich konkursów ortograficznych mogliby odczuwać znużenie żeńską bohaterką dyktand. Warto by w tegorocznej edycji uczynić główną postacią jakiegoś mężczyznę – chociażby średnio zamożnego wrocławianina – Joachima. Odbywa on ponadośmioipółmiesięczny staż w restauracji położonej na obrzeżach Psiego Pola, nieopodal kościoła św. Jana Apostoła. Joachim specjalizuje się w przyrządzaniu mięs sauté. Podaje je z ziemniaczanym, dla niektórych nazbyt mącznym purée[1] i grillowanym bakłażanem polanym krztyną oliwy extra virgin lub oleju rzepakowego. Swoim kunsztem przechwala się co niemiara w tweetach. Zachęcając cyberpróżniaków do obżarstwa tymi nienazbyt wysokokalorycznymi daniami, żywi nadzieję, że jego pracodawca – chimeryczny i hardy Olgierd zatrudni go wkrótce przynajmniej na umowę-zlecenie.

Joachim na pewno nie zamierza harować non stop, więc od czasu do czasu wpółżywy, nie zważając na komunikaty meteorologiczne, aranżuje wyprawę do Kotliny Kłodzkiej. Zakłada wówczas swoje joggery w kolorze ochry, chabrowy tiszert[2], tweedowy kapelusz pudroworóżowy i siermiężne, niemarkowe adidasy. Nie mógłby zapomnieć również o ultranowoczesnym smartwatchu z designerską chromowaną bransoletą. Naprędce do plecaka wrzuca finkę, jakąś powieść fantastycznonaukową, przyłbicę oraz niby-odkażający płyn, skądinąd reklamowany jako superskuteczny środek antyseptyczny, który w okresie pandemii musi znaleźć się w ekwipunku każdego obieżyświata. Zaopatruje się także w gorzko-kwaśny napój z przejrzałej guarany – jakby nie patrzeć nie najsmaczniejszy, ale za to wysoko stymulujący i działający przeciwbakteryjnie. Ponadto pakuje pszenno-żytnie obwarzanki i konfiturę z marakui[3] oraz jeżyn. Wierzy, że te rytuały niczym czary-mary zagwarantują mu udaną wyprawę. Następnie wsiada do swojego malachitowego chevroleta i podąża nim w kierunku granicy polsko-czeskiej.

Czyżby i dziś, w ten tużpowakacyjny i dżdżysty dzień nasz bohater zamierzał po raz nie wiadomo który zdobyć Szczeliniec – najwyższy punkt Gór Stołowych? Skądże znowu! Tym razem ma chrapkę na wiecznie wietrzny Śnieżnik, który zaatakuje od strony Międzygórza – niewielkiego, ale ekskluzywnego sudeckiego kurortu.


[1]piure

[2]T-shirt

[3]maracui